środa, 21 grudnia 2011

jealousy, turning saints into the sea

Yeah, you know you got to help me out.

Nie wiem. Chyba jestem szczęśliwa. Uśmiecham się do siebie. Pokazuję zęby światu, jakkolwiek to brzmi. Słucham radosnej muzyki, albo przynajmniej takiej przy której chce mi się śpiewać. Nawet urządzam sobie karaoke, gdy nikogo nie ma w domu. Tak jak kiedyś...
Chyba jest fajnie. Dzisiaj ubrałam różowy sweter w wisienki. Rozkminiałam, czy nie jest obciachowy. Może trochę jest, ale ja go za to lubię.
I przestałam się przejmować. I chyba właśnie przez to jest tak fajnie. Spokojnie. Będzie co będzie. Co ma być. Nic nie jest pewne, poza stwierdzeniem, że "nic nie jest pewne".
Uwalniam się od kata. A przynajmniej widać postęp. Nie osiągnęłabym tego sama, ale za to już podziękowałam.

Postęp też widać w moim odchudzaniu. Mały, ale widoczny. Cieszy mnie to. I wiem, że będzie jeszcze lepiej. Tylko muszę uwierzyć w siebie. Jest dobrze.

czwartek, 1 grudnia 2011

merde

"W trzydziestym pierwszym roku niewesołego pielgrzymowania po tej ziemi, wiedząc mniej niż wiedziałem wcześniej, nauczywszy się jedynie od razu rozpoznawać merde, odziedziczywszy po ojcu jedynie dobre wyczucie merde, wszystkich rodzajów gówna, które zyskuje aprobatę - to mój jedyny talent - wyczuwając merde ze wszystkich kierunków, żyjąc tak naprawdę w samym centrum merde, w wielkim sraczu naukowego humanizmu, w którym potrzeby są zaspokajane, każdy staje się kimkolwiek, serdeczną i twórczą osobą, i prosperuje jak żuk gnojarz, sto procent ludzi to humaniści, a dziewięćdziesiąt osiem wierzy w Boga; ludzie są martwi, po trzykroć martwi. Niemoc osiadła w ich sercach niczym promieniotwórczy opad i ludzie naprawdę boją się nie tego, że bomba spadnie, ale tego, że nie spadnie."

Walker Percy "Kinoman"

środa, 16 listopada 2011

shyness, let it go

Mamy 16 listopada. Od paru postów piszę zdania z dużej litery i z kropką. Fascynujące. A więc mamy 16 listopada... jeszcze jakieś 5 tygodni i upragnione Święta Bożego Narodzenia. Upragnione... byłabym o wiele bardziej szczęśliwsza na tą myśl, gdyby wiadomo CO. Trudno. Czasem jest mi naprawdę ciężko, ale jeszcze się nie poddałam. Boże...
Mogłabym tu powypisywać znowu wkurwiające mnie rzeczy, ale jaki to ma sens? Właśnie, sens. Sensem mojego życia jest, wiadomo - Zbawienie. Ale to takie odległe i... oklepane? Sensem mojego życia jest teraz czekanie na Tego Mojego Jedynego. Jakie to życie jest śmieszne i pełne niespodzianek.

Źle mi samej ze sobą. Sama się odizolowałam i nie potrafię już teraz wrócić. Z nowymi też jakoś mi nie idzie. Depresja? Oddajcie mi lato, ciepło, wakacje, słońce! Nie nawidzę zimna, jesieni. Tak, nie nawidzę jesieni. Człowiekowi nic się nie chce, nie ma w co się ubrać, jest chronicznie zmęczony i apatyczny. Ja już rzygam. Najlepiej wsadziłabym komputer w kołdrę i w łóżku spędzała całe dnie. O. Może bym wtedy nie jadła tak dużo? Chcę schudnąć.
Takie mam myśli czasem. Muszę się skupić na prawie jazdy i zdać. Potem chciałabym znaleźć sobie pracę. Praca i studia. Własne pieniądze. Tak, żeby uniezależnić się od Szanownego Kapo trochę. Tak, na fajki, na ciuchy, na wczasy. Chciałabym w księgarni albo bibliotece. Cholera, muszę się za czymś rozejrzeć...

Kolejna kwestia z wanny: niewinność. Chciałabym być niewinna. Niewinne gesty, niewinne relacje. Niewinny związek, taki dziecięcy na początek. Nie chcę od razu, tak chamsko, w to wszystko wchodzić. Niezgrabne ruchy, rumieńce. Brakuje mi takiej relacji. Nie chcę być staro-dorosła. Oh, wakacje - jeszcze nigdy na Was tak nie czekałam jak czekam teraz.

A tu wciąż 16 listopada... oh, listopadzie, mijaj szybciej.

wtorek, 8 listopada 2011

who's in control?

Szanowne Kapo.
To nie jest zażalenie zbuntowanej nastolatki. Jestem dorosłym człowiekiem, zdającym sobie sprawę z własnej egzystencji i z tego co zamierza z nią zrobić.
Niech Szanowne Kapo nie głaszcze mnie już więcej. Niech Szanowne Kapo zda sobie w końcu sprawę z tego, iż nie znają moich doświadczeń, przeżyć, myśli, uczuć, marzeń. Szanowne Kapo nawet nie wie, że teraz tutaj to piszę.
Nie chcę nikogo obrażać i nie powiem tego nigdy wprost, ale... Mamo, nie rozumiemy się. Czyżbym była na innym poziomie intelektualnym? Ja to czuję. Patrzę inaczej na ludzi, niż Ty. Dla mnie Adam od Basi nie jest dziwny. Zachowuje się inaczej niż wszyscy, niż cała ta obłudna rodzinka. Każdy jest jaki jest. Taki ma sposób na życie, taki ma styl bycia. Dlaczego ma się dostosowywać do jakiegoś określonego kanonu zachowań społecznych? Gorszy jest? To w waszym chorym mniemaniu trzeba być takim jak większość. A więc przyjmijcie do wiadomości Szanowne Kapo - ja nie chcę być taka jak wszyscy. Idę pod prąd i będę szczęśliwa.
Dla mnie szczęście to pojęcie subiektywne, bardzo. I nie, nie będę z Szanownym Kapo rozmawiać, bo nie mam siły. Siłę tą chcę przeznaczyć na radzenie sobie z waszą niewiarą we mnie. Muszę być silna, by nie poddać się waszym słowom, waszym mądrościom i radom. Chcę spaść na dupę i ją sobie obić. Ale to będzie moje doświadczenie, moje cierpienie. Popatrzcie na swoje życie. Nie wiem, czy jesteście szczęśliwi. Może...

Szanowne Kapo. Nie zabierajcie mi mojej cierpliwości i chęci czekania. Zrobię co zrobię. Nie utrudniajcie mi i tak już ciężkiego życia. Najlepiej dajcie mi święty spokój.

Z poważaniem,
Kontrolowana.

czwartek, 3 listopada 2011

... will tear us apart

Najlepsze ma dopiero nadejść. Szkoda, że nie za miesiąc a za miesięcy siedem. Czy to nie ironia? 7x7, siedem. Siódemka, liczba, którą uważałam za szczęśliwą.
Jestem młoda - całe życie przede mną. Tylko... tylko czuję się tak koszmarnie źle. A bo to pierwszy raz moje marzenia poszły się pierdolić? Nie. Po raz wtóry. A bo to mało cierpienia jest w moim życiu? Za mało, tak? Widocznie tak, skoro znowu czuję się nieszczęśliwa. Znowu wszystkie dni są takie same. Znowu moje czekanie strasznie się wydłużyło. Znowu płaczę. Już nie tylko w zaciszu swojego pokoju. Łzy cisną mi się w pociągu. Łzy cisną mi się, gdy idę ulicą. Łzy cisną mi się, gdy siedzę na ławce i odpalam kolejnego papierosa.
Oczywiście, że czas leczy rany. Oczywiście, że moje czekanie będzie wynagrodzone. Tylko ja nie chcę, żeby mnie teraz bolało.
Za długo trwał mój dobry humor, za długo już nie płakałam w poduszkę, za długo byłam silna i nie poddawałam się. A więc witajcie koszmarki z powrotem! Nie tęskniłam.

Pamiętam jak śmiałam się, że miłość to cierpienie, że miłość zabija, że miłość jest toksyczna. Głupia byłam, bo to nie jest śmieszne. Miłość łapie cię za szyję i dusi, jak boa. Nie możesz nic zrobić. A miłości się nie odrzuca.
Tylko, że ja nie wiem czy to już miłość czy jeszcze zakochanie. Jesteśmy za daleko. Złożyliśmy przysięgę.
To jest naprawdę zupełnie coś innego niż mogłoby się wydawać. To jest prawdziwe i ja to czuję. To jest takie coś, że ja nie chce niczego innego. Pomimo mojego smutku i zwątpienia chcę w tym trwać, bo więcej takie coś się nie przydarzy. Pytacie: "jak to?". Odpowiadam: "a no tak to". Chcę wytrzymać i potem powiedzieć: "Widzicie? to JEST możliwe!". Chcę być dumną, chcę mieć wspaniały życiorys. Bo ja wierzę, że się uda. Najwyżej się mylę i również moja wiara okaże się błędna.
Mamy jedno życie, dlaczego się nim nie zabawić? Nie chcę być taka jak wszyscy. Obydwoje tacy nie jesteśmy i nie będziemy. Jesteśmy wyjątkowi, pamiętasz? Perfekcyjni, tak.

niedziela, 23 października 2011

blackout

Doszłam do takiego etapu w moim życiu, w którym stwierdzam: NIC NIE MUSZĘ. Stałam się okropnym leniem. Leniem jakich mało. Nie chce mi się studiować, chodzić na basen, robić prawa jazdy, nie chce mi się spać, nie chce mi się jeść, nie chce mi się srać. Codziennie rano budzę się i myślę: KURWA, co jest ze mną?
Trwam w wegetacji, czekając na lepsze jutro. Uzależniam się od papierosów. Siedzę całymi dniami nic nie robiąc. Kręcę się w kółko, jak ten bączek z dziecięcych lat.
Codziennie marzę. Tylko marzenia i papierosy trzymają mnie przy życiu. Gdybym tylko mogła mieć jeszcze dwie najbliższe mi osoby blisko siebie. Cóż mi pozostaje? - CZEKAĆ. Jedyne co mi się jeszcze chce.

Dlaczego moje życie nie jest jedną wielką imprezą? O ile weselej by mi było. Czyż świat nie jest ogromną zabawką? Czasem lubimy się nią bawić, a czasem nie. Czasem wydaje nam się być ładna a czasem brzydka (i odrzucamy ją w kąt).

I szczerze? Odpowiada mi to. Bo dlaczego lecieć przez to życie jak idiota? Szkoła, studia, praca, małżeństwo, dziecko... Ughh, odrzuca mnie na samą myśl. Chcę być kierowcą taksówki na nocnej zmianie. Hell yeah.

poniedziałek, 17 października 2011

no life, no future

Wkurwia mnie ten świat. To miasto. To społeczeństwo. Jadąc pociągiem codziennie rano czuję się wkurwiona. Nie chce mi się patrzeć na te wszystkie twarze. Nie chce mi się przesuwać, bo ktoś tam musi akurat wysiąść na tym a nie innym peronie. Nie chcę mi się obok nich stać. Muszę się tłoczyć jak sardyna w puszce. Wiem. Nie ja jedna. I pewnie cały pociąg tak myśli. Ale ja mam to w dupie!
Nie chcę mi się gadać z ludźmi z roku. Bla bla bla, uśmieszki, śmieszki, denne wymiany zdań. I, że ja w tym uczestniczę. Nie, nie dzisiaj. Nie mam siły. Nie będę się uśmiechać. Nie będę rozmawiała. To nawet nie jest rozmowa. Ja pierdolę. Nie będę się integrować.
A więc jestem nolife. Wolę posiedzieć w Internecie, przed filmem, przed książką, pogłębić moją wiedzę na dany temat czy po prostu porozmawiać na gadu-gadu z ludźmi, z którymi mam dużo wspólnego i możemy rozmawiać o wszystkim i o niczym, o gównie i nie-gównie. Z ludźmi, którzy są daleko ode mnie i z racji tego nie możemy przebywać ze sobą realnie.
Nie chcę mi się chodzić na te studia. Same w sobie mnie interesują, ale niestety wykłady nie są spełnieniem moich oczekiwań. Wszyscy jesteśmy ludźmi i nie każdy ma umiejętność przemawiania, rozumiem to. Pozostaje mi kupić w końcu książki i czytać, czytać. Samej szukać informacji. W końcu to studia czysto humanistyczne.
Nie widzę swojej przyszłości. Nie wiem co będę robić, gdzie i czy w ogóle pracować. Z moim nastawieniem może to być bardzo trudne.
Nie wiem jak wytrzymam te 3 lata... W sumie? Co innego mi pozostało? Całe moje życie opiera się na marzeniach i czekaniu. Wieczne czekanie, czekanie, czekanie. Mam cierpliwość godną świętego.

Najchętniej wzięłabym pierdolnęła to wszystko. Rzuciłabym studia, dotychczasowe życie i miejsce zamieszkania. Spakowała rzeczy, wzięła walizki i wyjechała. Mam do kogo i mam z kim spędzić w ten sposób życie. Ale nie zrobię tego, bo brakuje mi KURWA odwagi i zdecydowania.

Punk's not dead.

czwartek, 13 października 2011

and I'll be crying over you

Eh. Nie pisząc ostatnio nic, wydawać by się mogło, że jestem szczęśliwym człowiekiem. Otóż najwięcej piszę wtedy, gdy jest mi źle. Po części jest to prawda. Jestem szczęśliwa. I jestem nieszczęśliwa.

Studia tak naprawdę nic nie zmieniły. Od maja mam wieczne wakacje. Bo co to są 3 godziny na uczelni? Co prawda nachodzą mnie myśli, czy aby na pewno dobrze wybrałam, czy aby na pewno chcę być religioznawcą. Ale mamy się nie zrażać, to się nie zrażam :-) Jak nie to, to co innego? Chyba nic. Pierwszy rok będzie najgorszy, tak sądzę. Potem już tylko sama przyjemność i ciekawość.

W domu. W domu nie mogę już wytrzymać. Kocham rodziców, ale im ja starsza i oni starsi, tym rośnie niezrozumienie z jednej i drugiej strony. Nic na to nie poradzę. Nie chcę żyć ich ideałami. Mam swoje. Mam swój pomysł na życie. Chcę być sobą, nie kroczyć obcą drogą. Nie zmieniłam się. Nic się ze mną nie dzieje. Jestem jaka byłam zawsze. Tylko teraz mam wolność. Dorosłam, kochani rodzice, I'm sorry.

Najbliższa przyszłość? Czekam na grudzień. Tak, będzie przełomowym miesiącem.
Jeżeli wytrwamy, to znaczy, że na zawsze. Masz rację.

piątek, 30 września 2011

Grechuta

Jak rozpoznać ludzi, których już nie znamy?
Jak pozbierać myśli z tych nie poskładanych?
Jak oddzielić nagle serce od rozumu?
Jak usłyszeć siebie pośród śpiewu tłumu?

Jak odnaleźć nagle radość i nadzieję?
Odpowiedzi szukaj, czasu jest tak wiele...

Ważne są tylko te dni których jeszcze nie znamy,
Ważnych jest kilka tych chwil, tych na które czekamy.

sobota, 24 września 2011

pain

Znowu. Znowu popełniam ten sam błąd. Kiedy ja się nauczę? Kurwa, kiedy ja się nauczę?! Nic na odległość, bo to rani. Rani, rozdziera serce, dławi, szczypie od środka, zmusza do płaczu. Tęsknota. Myśli. Wyobrażenia. Marzenia. Więź.
Jestem nienormalna. Nie musisz mi tego okazywać. Nie musisz mi tego mówić. Ja to wiem. I jeszcze jestem zazdrosna. Bardzo. Ilekroć zaczyna mi zależeć staje się zazdrosna. Podejrzliwa. Nieufna. To jest jak koniec świata.
Nie powinnam się w to ładować. Znowu. Ty się możesz mylić. Łudzić się. Ja niestety wiem co to znaczy. I wiem jak to się skończy. To nie jest pesymizm. To jest wiedza. To jest niechęć. To jest zagubienie. To jest potrzeba.
Nie wymagaj ode mnie wyznań. Nie chcę się zobowiązywać. Potem ciężko jest się z tego upadku podnieść. Bądźmy ostrożni, proszę Cię. Jeszcze rok temu byłam tak samo głupia jak Ty teraz. I więź była podobna i obietnice te same. Nie udało się.
Nie powiem Ci tego wszystkiego. Nie chcę Cię stracić a jednocześnie nie chcę niczego obiecywać. Ja jestem tego świadoma, Ty nie.
Bądźmy wolni a okazujmy sobie wzajemne wsparcie. Ja ufam Tobie, Ty ufasz mi. Pozostańmy na tym.

Proszę Cię, nie zrań mnie. Nie chcę się znowu cofać. Jeżeli ja zranię Ciebie, wybacz. Albo nie wybaczaj. Doskonale to zrozumiem.


edit 23:58: Już popełniłam ten błąd. Nie wiem co z tego wyniknie. Nie chcę Cię ranić. Jesteś jak dziecko. Naiwne. Wszystko przed Tobą. Nigdy nikogo nie kochałeś, prawda? Tak się boję. Tak, wierz w przeznaczenie. Ono jedyne może nam sprzyjać. A ja. Ja się rzucę w wir tego wszystkiego. Znowu. Może to właśnie jest mi dane. Trwajmy.

piątek, 16 września 2011

niczyja

Są noce kiedy nie chce się żyć.
Są.... i nie mogę nic, nie zrobię nic!
Są czarne chwile, nie każda mija
Są... gdy jestem niczyja, niczyja, niczyja.

sobota, 3 września 2011

when routine bites hard and ambitions are low

wnioski, które do mnie dochodzą okazują się być okrutne - czy to zalicza się do samookaleczenia? moje myśli są dla mnie trucizną, ale jak tu nie myśleć wcale?
przedwczoraj oglądnęłam jeden ze zbioru filmów na dysku (sukcesywnie codziennie oglądam po jednym, zdarza się nawet dwa jednego dnia) - "Nieustające wakacje". co prawda z Jim'em Jarmusch'em zetknęłam się już wcześniej, ale ja nie o tym. świetny był dowcip opowiadany przez tego czarnego o saksofoniście, ale ja nie o tym. mianowicie czy ja też jestem turystą na nieustających wakacjach? chyba tylko w marzeniach, chyba nie. mam dom do którego wracam, mam rodzinę do której też wracam. jednakże w marzeniach podróżuje wszędzie, jestem tam gdzie akurat mi się podoba, jestem w ruchu - podczas gdy moje realia są inne. dlaczego? bo boję się świata. nie chcę być samotna, ale boję się otworzyć.
wczoraj oglądnęłam za to "Red Road". co prawda moje nastawienie było neutralne, ot kolejny brytyjski dramat - BBC Council itd. w czasie trwania moje nastawienie imało się ku negatywnym, ale jakież było moje zdziwienie pod sam koniec! byłam prawie bliska płaczu. ale to w sumie u mnie normalne, nie lubię wizji stracenia kogoś bliskiego. ale ja właściwie nie o tym. zdałam sobie sprawę, że tak bardzo brakuje mi relacji damsko-męskiej. oglądam te filmy, patrzę na te relacje i popadam w coraz głębszą otchłań niezrozumienia, łez, tęsknoty. mogłabym być z każdym kto okazałby mi krztę zainteresowania i zrozumienia.
rośnie we mnie fascynacja mężczyznami (nie, nie chłopcami), 30+. temat tabu? wszyscy w około tylko o tym seksie. seks jest wszędzie, nawet w durnej reklamie jogurtu czy proszku do prania! dokąd to zmierza? co w seksie takiego jest? dlaczego staje się priorytetem? ja nie chcę seksu. chcę miłości, chcę opieki, chcę zrozumienia, chcę przytulenia.
znowu ciągnie mnie do używek. znowu chcę mieć swoją kawalerkę z materacem na podłodze. nie wiem dlaczego podoba mi się taki styl życia. no future. czy ja mam/miałam w życiu za dobrze, że pragnę mieć nieprzespane noce, zapijać problemy? a może właśnie jest na odwrót.
nie chcę żyć w XXI wieku. przynajmniej świadomie.




piątek, 26 sierpnia 2011

oooh what do I get?

ostatnio przeczytałam (w końcu) książkę, że tak powiem biograficzną (bo do biograficznych można ją w sumie zaliczyć a zapewne nawet trzeba) o punk rocku w Bieszczadach, czyli "KSU. Rejestracja buntu". parę miesięcy wcześniej zaczęłam czytać ale nie mogłam się wciągnąć, zostałam gdzieś na pierwszych stronach po to by któregoś razu przeczytać ją całą w prawie jeden dzień! sam tekst fajnie napisany, dużo zdjęć i wypowiedzi samych zainteresowanych, tj. członków zespołu, ich znajomych a nawet zamieszczono tam notatki służbowe czy raporty esbeków zajmujących się wówczas tym nowym ruchem młodzieżowym - punkiem. świetny kawałek historii! czytając, czułam się jakbym uczestniczyła w tych wydarzeniach i wszystko widziała, generalnie jestem pod wielkim wrażeniem.
przypomniałam sobie swoją własną przygodę z punk rockiem, chociaż byłam wtedy jeszcze niezbyt rozgarniętą zbuntowaną przeciw niczemu dziewczynką i chyba tak naprawdę do końca nie wiedziałam co to punk rock był i jest. oczywiście szalone domówki pod nutą Sex Pistols i The Exploited, lejącym się piwem, tanim winem (w plenerze), zarzyganą (tylko jedną, hehe) nocą i same koncerty były iście punkowe, to tak naprawdę ja i moje koleżanki byłyśmy na to za małe, hmm, za mało dojrzałe. bo, czy wówczas wsłuchiwałam się w teksty piosenek? zdawałam sobie sprawę co to znaczy "no future", szumnie przeze mnie śpiewane? otóż: NIE. przez ten okres liczył się tylko wygląd i agresywna postawa oraz udawanie kogoś kim się nie było. tak naprawdę zgubiłam się bo zależało mi na opinii innych. a przecież punk rock nie rządzi się żadnymi regułami, punk rock to wolność, punk rock to przede wszystkim muzyka!
z perspektywy czasu zmieniłam swój tok myślenia. nadal kocham punka, nadal fascynuje mnie ten ruch i jego historia, te elementy są obecne w moim życiu i zapewne zostanie tak do końca.
śmieszne, że w dużej mierze utwierdziła mnie w tym dopiero ta książka.

fajne jest to, że cały czas odkrywam coś o sobie i o świecie
fajne jest to, że cały czas się kształtuję
fajne jest to, że jestem w końcu sobą


(odnajduje radość w pisaniu)


niedziela, 21 sierpnia 2011

please take extra care

jeny jakie to jest denerwujące, człowiek jedzie na wczasy, wypoczywa w innym dla niego miejscu, lasy, góry, świeże powietrze, choinki, zielona trawa, kamyczki, górskie potoczki, wieś, potem wraca do swojego miejsca zamieszkania, w tym przypadku brzydki, śmierdzący, ohydny GDAŃSK, i czuje się wkurwiony..
w Bieszczadach na górskich szlakach, nawet w takim Baligrodzie czy Lesku nie za bardzo mnie obchodziło czy mam pełny makijaż, czy moje nogi są grube w dżinsach, czy te buty pasują do szortów, czy jak nie zrobię koczka przed lustrem a w samochodzie to czy to będzie dobrze wyglądać i dobrze się czułam! nie musiałam się przejmować, byłam sobą, byłam swobodna
wracam do tego syfiastego miasta, cytując: "to miasto pożera mózg, to miasto zatruwa sen, to miasto to żywy trup, to miasto pulsuje złem" i znowu to samo, stoje przed szafą pół godziny dosłownie - w co się ubrać?, trzeba nałożyć puder, jakie buty do spodni? KURWA! i nie mogę się od tego opędzić
znowu spędzam dni przed komputerem, bo co robić w tym zakichanym mieście? wieje nudą
człowiek chciałby pójść na festiwal, wystawę, imprezę w plenerze ale weź zapłać, płać i płać i nawet jak jesteś gotów zapłacić to nawet nie masz z kim iść, a samemu? czułabym się jak bohater książki, filmu, czuję, że niedługo totalnie zdziwaczeję
poza tym Gdańsk jest do dupy z tymi wszystkim eventami!
nie wiem co się stało, ale nienawidzę Cię miasto, w którym przyszło mi żyć! morze do wyrzygu, starówka do wyrzygu, wszystko jest tutaj do wyrzygania - i po co te Szwaby tu przyjeżdżają? "Ja, Danzig ist Deutsch" zachwycają się nie wiadomo czym
to miasto naprawdę mnie stresuje, przytłacza, zabija - znowuż ciśnie mnie klatka piersiowa, nie mogę normalnie oddychać, znowu płaczę w samotności i trwam w bezsilności
dlaczego każda moja miłość jest nieszczęśliwa? nie ważne do czego czy kogo, zawszę cierpię - a może to tylko moja wina
wyprowadzka. wyprowadzka to jedyne lekarstwo na moje lęki - szkoda, że doszłam do tego dopiero teraz, a może nie szkoda?
nie dziwię się Raskolnikowi!
w mieście czuję się obserwowana, każdy na Ciebie patrzy - czasem mam ochotę krzyczeć
Boże, ja chcę wrócić do tego odludnego miejsca, zapomnianego przez czas! tam wszystko jest inne
marzeniem moim jest wyprowadzić się w piękne Bieszczady do ślicznego domku, jeździć moim wymarzonym garbusem, wspinać się na szczyty, gdy będzie mi źle, mieć wolny zawód, dzielić życie z człowiekiem lasu - tak oto widzę siebie w dorosłości (czy ja dorosnę? czy już zawsze zostanie mi dziecięca buzia)

postanowienia noworoczne:
- zrobić prawo jazdy, tak aby móc za rok znów pojechać do Ustrzyk Dolnych i generalnie w Bieszczady
- kupić garbusa
- przestać przejmować się ludźmi, generalnie żyć tak jak chcę i mówić tak jak ja chcę i robić to co ja chcę
- zrobić sobie tatuaż na wewnętrznej stronie ramienia

już nie czuję się staro.
od dzisiaj CODZIENNIE wychodzę z mieszkania - trzeba jakoś żyć w tym syfie.

jeszcze napomknę w tym moim jeziorze goryczy o kropelkach szczęśliwych chwil, gdy śpiewałam, skakałam i tańczyłam na koncercie KSU, gdy zdobywałam szczyty prawie zdychając ze zmęczenia, gdy śmiałam się z krów beznamiętnie spoglądających na samochody i przechodniów, gdy padał na mnie deszcz i świeciło słońce, gdy witałam ludzi na szlaku słowem "Cześć!"

wszystko co dobre szybko się kończy, a wszystko co złe zostaje na dłużej
przeżywam to wszystko, bo wiem, że coś się skończyło i już nigdy nie wróci
chciałabym wykorzystać tą moją nadwrażliwość


czwartek, 4 sierpnia 2011

i'm not in love

ty zapytałaś mnie ale ja nie miałem ci nic do powiedzenia

czy chcesz, dopóki śmierć was nie rozłączy być jej wiernym po wszystkie dni?
(tak) NIE
czy chcesz do śmierci, która dzieli kochać ją też w złe dni?
(tak) NIE

R+

środa, 27 lipca 2011

inspirations





MOŻE RANO JUŻ NIE BĘDZIE TEGO WSZYSTKIEGO - chcę tą kurtkę

środa, 20 lipca 2011

just fucking bad day

dzisiaj to co mnie spotkało było totalną apokalipsą, ale nie będę o tym pisać, bo nie zdzierżę (ostatnio moje ulubione słówko)

nie no nie mogę, po prostu płakać mi się chce noooooooooooooo, kurwa, moje życie jest gównem i mam to w dupie, że ludzie na świecie mają o wiele gorsze problemy a ja właśnie siedzę w ciepłym domu, mam piżamę i wygodne łóżko, piszę właśnie na klawiaturze od komputera i mam internet, a na biurku stoi roczne przeterminowane włoskie piwo, które miałam wypić z tatą a zaraz obok moja dotykowa komórka, a za mną w klatce leży sobie moja kochana Babette (którą bardzo kocham, bo tylko ona mnie słucha, jest śliczna i kochana i zawsze się przywiązuje do zwierzątek i zawsze będę się nimi otaczała, bo to jedyni prawdziwi przyjaciele) i co z tego, że w ogóle mam swój pokój i nawet fotel swój mam! i co z tego, że mam półkę z różnymi pozycjami literackimi i co z tego, że mam za dużo butów i o wiele za dużo pierścionków i innych gówien, co z tego, że więcej niż książek przeczytałam oglądnęłam filmów i tych dvd mam dwa kartony + całą półkę + zawalony dysk, co z tego, że mam rodzinę w całości, co z tego, że jestem zdrowa (może niezupełnie ale do szpitala nie muszę iść i do trumny też się nie kładę), co z tego, że podobno jestem ładna i mam podobno ładne ubrania, co z tego, że zdałam maturę i idę na studia, które sama wybrałam, co z tego, że mieszkam w dużym mieście i wieśniakom (tu: ludziom ze wsi i małych miasteczek) może się wydawać, że mam tyle możliwości, kiedy moje życie jest gównem
wali mnie wówczas głód i susza w Afryce, mam w dupie Kraje Trzeciego Świata, nie interesują mnie niepełnosprawni, za grubi, za chudzi, brzydcy, uzależnieni, doświadczający przemocy, biedni, bezrobotni, ci dotknięci wojną i ci dotknięci kataklizmami
no bo co w końcu kurcze blade, moim pocieszeniem ma być to, że ktoś ma gorzej? to takie polskie, nie
Jezuuu!


z innej beczki (walę nawet swoją depresję, tak bardzo mam wszystko w dupie, nawet siebie, kurwa to niesamowite, kto tak umie - palec do budki, cyrkowe sztuczki)
chcę się nauczyć niemieckiego, to taki piękny język! dlaczego przez prawie całe trzy lata liceum tak bardzo go nie lubiłam? to trzeba być kretynem naprawdę
w szkole i tak nie da się nauczyć języka, okej, jakichś tam podstaw, które już zapomniałam :( pani J. teraz rozumiem pani miłość do niemieckiego języka, kraju i narodu
ale ale ale tak jak Angielki są piękne w tej swojej brzydocie i umieją się ubrać (wyjątki są wszędzie), tak Niemki nie są piękne w swojej brzydocie i nie umieją się ubrać (wyjątki są wszędzie), i'm so sorry
natomiast co się tyczy panów - ANGLICY WSZYSCY SĄ SUPERSEKSOWNI (wiem, pisałam o tej mojej nieszczęśliwej miłości 1000000000000000 razy) a Niemcy? nie wiem, hehe, mam głupie wyobrażenia, hehe
teraz kierunek - Berliiiiiiiiin *love* dobrze, że mogę sobie chociaż pomarzyć o tych wszystkich moich mieszkaniach na świecie (obecnie jedno w UK, jedno w Norwegii/Szwecji, jedno w Niemczech)
o jaaaaaaaaaaaaaa, znowuż mi się przypomniały "Dzieci z dworca ZOO", uwielbiam bardzo bardzo


"A, A-hoj
Wyprawa, wyprawa żeglarzu, wyprawa
Każdy czyni to po swojemu
Jeden wbija włócznię w człowieka
Drugi wówczas w ryby"
R+

poniedziałek, 18 lipca 2011

feuer frei!

KIERWA, żeby kurwą nie zacząć, albo jestem jakaś nienormalna albo świat się wali i w sumie to nie od dzisiaj
chociażby to, że mam potrzebę pisania średnio co dwa dni, podczas gdy normalnie średnio piszę trzy razy na miesiąc - TE POJEBANE OTOCZENIE MNIE DO TEGO ZMUSZA
z nikim nie można normalnie pogadać, ludzie!

ART NEVER COMES FROM HAPPINESS

dobra
wkurwiają mnie te stare babska, w autobusach, w kościele, na ulicy, na plaży, nawet na klatce schodowej, w windzie - gapią się i gapią się, oceniają, pchają się bo do księdza po komunie nie zdążą, zająć miejsca, wysiąść, wsiąść nie zdążą, no nie zdążą! jak chamsko się nie wcisną przede mnie
albo skoro wiesz, że kaszlesz to KURWA ZAKRYWAJ TĄ MORDĘ a nie kaszlesz mi na plecy, dobrze, że nie na twarz
wkurwiają mnie reklamy, ale to bardzo, w kółko te same pojebane obrazki i jeszcze bardziej pojebana muzyczka, nie dość, że są beznadziejne to jeszcze ryczą, są głośniejsze od samego filmu, który właśnie przerwały - TELEWIZJO NIENAWIDZĘ CIĘ, A SPĘDZAM Z TOBĄ WIĘCEJ CZASU NIŻ Z WŁASNYM OJCEM
wkurwiają mnie małe dzieci, drą się, płaczą, skomlą, piszczą, biegają, srają, rzygają i jeszcze raz płaczą, są tępe i obrzydliwe, głupie CHOCIAŻ dzisiaj w filmie "Tydzień z życia mężczyzny" występował taki słodki chłopczyk, naprawdę fajny był, może przez to, że był głuchy wydał mi się taki przyjemny
wkurwia mnie to, że w ikea w kasie z hot-dogami mają drewnianego konia made by ikea, którego ZAWSZE chciałam, gdy byłam mała a którego rodzice nigdy nie chcieli mu kupić!! i teraz też go chcę a na sali w sprzedaży go nie ma, no nie ma po prostu NIE MA *czas wyjechać do Szwecji*
wkurwia mnie to, że na pewno nigdy nigdzie nie wyjade na stałe i zostanę w tej mojej Polsce, którą kocham ale która też mnie niesamowicie wkurwia
wkurwia mnie to, że w tym poście dużo przeklinam, ale ja już zwyczajnie nie mam siły, nie mam siły do siebie, do ludzi mnie otaczających, nie mam siły do wszystkich i wszystkiego
wkurwia mnie to, że zawsze płaczę albo chce mi się płakać na zakończeniu każdego odcinka "Dowodów zbrodni"
wkurwiają mnie te wszystkie słiiit focie na fejsbuczku, super focie z party imprezek, jak to było zajebiście, jakie były świetne zajawki, jak to się dużo wypiło, SORRY ALE ZE ZNAJOMYMI TO JAK Z RODZINĄ - DOBRZE WYCHODZI SIĘ TYLKO NA ZDJĘCIU, już nikomu nie wierze
wkurwia mnie to, że człowiek chce być dobry, miły, przyjazny a i tak ostatecznie zostanie wyruchany w dupe
wkurwiają mnie zakazy i nakazy *anarchia* nie rób tak, rób tak, nie przeklinaj, przestań, nie krzycz, nie płacz, nie denerwuj się, uśmiechnij się, tak nie można - dlaczego nie mogę powiedzieć, że mam to w dupie?
wkurwiają mnie fanatycy, nie ważne czy jest to ksiądz Natanek (no kurwa...) czy hipisi czy lewacy czy pisowcy czy mohery czy Dżihad czy coś tam tam

BANG BANG
FEUER FREI!

(KIERWA, żeby kurwą nie kończyć - czy ja jestem też fanatyczką? Rammstein <3)

piątek, 15 lipca 2011

dream sth away

śniło mi się w ogóle ostatnio, że byłam w ciąży, ale taki moment, że dowiedziałam się, że jestem w ciąży
swoją drogą traumatyczne przeżycie, bo prawie obudziłam się z krzykiem
w śnie płakałam, że zawaliłam swoje życie, że chuj już wszystkie marzenia strzelił i przede wszystkim jak jak to powiem rodzicom i, że wstyd przed całą rodziną
gdy się obudziłam byłam naprawdę roztrzęsiona - kurwa! to było wszystko takie realne
ale nie w tym rzecz - w sumie to nie wiem czy powinnam w to wierzyć, ale sprawdziłam sennik...
a w senniku, że ciąża oznacza spełnienie życzeń, jakieś zmiany w życiu
gdy człowiek czyta takie nowiny czuje się podniesiony na duchu, więc jakoś mimowolnie zaczęłam myśleć, co by się tu mogło zmienić

parę dni później mama (moja mama nienawidząca kotów całym sercem) dzwoni do mnie, że tu w terenie kręci się taki śliczny przypalany kotek i, że gdyby były małe kociątka to mama by wzięła do domu - LOL?
jeszcze chyba tego samego dnia wpadłam na pomysł jakby tu zarobić dużą forsę (nie, do zwykłej pracy nie chce) - zajmę się chałupnictwem! (jak wypali to chyba, mówiąc kolokwialnie, posram się ze szczęścia)
tym samym bliskie są spełnieniu moje obecne marzenia jak: koncert Rammstein w listopadzie (jedyne 187 zł, jupi) i śliczne buty "lity" (wydatek około 700 zł - w pale mi się to nie mieści, ale jak będę w stanie je kupić to się pozytywnie zesram)
wniosek jeden: pieniądze szczęście dają! może chwilowe, ale mi szczęście każde się przyda

idąc dalej w wątek jakże profesjonalnie i osobiście przekazanej mi wiadomości o zmianach w życiu:
dostałam się na studia - w sumie nie było żadnych szans, żeby się nie dostać, ale okej, cieszę się!
no i Karol (kurde, bracie kocham Cię), który był początkowo niechętny na koncert, stwierdził, że jednak idzie ze mną - przecież to zajebiście pozytywna zmiana zdania (pewnie do listopada i tak nie raz ją jeszcze zmieni)
w ogóle ostatnio nie mogę przestać myśleć o tym koncercie, muszę na niego iść, no muuuuuuuuuuuszę! jeszcze chyba nigdy na nic tak się nie napaliłam - tymbardziej, że to prawdopodobnie ich ostatnia trasa koncertowa! kuuuurcze

okej, idąc dalej: F. się do mnie odezwał, swoją drogą wcale się tego nie spodziewałam, cały czas miał nadzieję (w sumie chyba on jeden LOL), że dostanę się na skandynawistykę, śmieszneee
a i P. sobie o mnie przypomniała, dobra wiem, twierdze, że ma mnie w dupie, ale tak naprawdę to ja się nie chce z nią widzieć - trudno

może to nie są jakieś wielkie zmiany, ale tyle rzeczy po tym jednym durnym śnie?
i jak tu nie wierzyć w znaczenie snów?
czy czeka mnie coś jeszcze, coś więcej?

(to wszystko pisałam przez jakieś 2 wieczory i jeden ranek, razem chyba w całości przez pół godziny, a wszystko dlatego, że co chwilę ktoś mi właził do pokoju i w nim siedział a ja jak coś piszę to muszę pisać w zupełnej samotności i ciszy)

niedziela, 10 lipca 2011

young and restless

ehhhhh kurcze *moja potrzeba ciągłego pisania właśnie się aktywowała*
chcę już jechać na wczaaaasy *bieszczadzkie love* chcę już poczuć ten klimat, zobaczyć te piękne połoniny, zapomnieć o Bożym świecie i nie myśleć o tych wszystkich małych i wielkich (wyolbrzymionych?) problemach

niby wakacje na które tyle czekałam, jedyne takie długie, miały być najlepsze na świecie, miałam zrobić wszystko na co nie miałam czasu wcześniej, korzystać z każdego danego mi dnia a tymczasem rutyna mnie zabija, nuda, ciągły żal
nie mam siły na nic, nie chce mi się, bo i po co? wstaje dzień, który i tak za chwilę się skończy *dekadentyzm*
zawsze, gdy piszę albo tak myślę to po chwili sobie obiecuję "no kurde, nie może tak być, nie ma chuja, muszę korzystać z danego mi czasu - jutro gdzieś pójdę i coś zrobię, jutro coś osiągnę, jutro pokonam samą siebie i swoje lęki, w końcu kiedyś trzeba zacząć nad tym pracować" - JASNE
na gadaniu i myśleniu, marzeniach się kończy
śmieszna jestem, oczekuje dużo, w zamian nic nie dając - dziwaczka, zdziwaczała totalnie
jestem świetnym materiałem na jakiś przygnębiający polski film, smutny lecz prawdziwy - TYLE TYLKO, ŻE JA MAM LEDWO 19 LAT A CZUJE JAKBYM BYŁA ZGORZKNIAŁĄ 50-TKĄ

właśnie za kilka dni moje 19. urodziny.. życzcie szczęścia i spełnienia marzeń, łaski Bożej i wielu uśmiechów
chciałabym pokochać siebie, być pewna i silna, mieć władzę w głosie
lubię być dziwna - to jest część mnie, nie lubię schematów a jednak ostatnio często się do nich stosuje
o ironio!

sierpniu nadchodź! Bieszczady pokażcie mi swoje piękno! KSU dajcie koncert w Parku pod Dębami! *hihi*

czwartek, 7 lipca 2011

this is england

ahh przed chwilą znowu reklamowali "Cztery wesela i pogrzeb", kurde, ile razy można pokazywać Hugh Grant'a i puszczać podkład muzyczny Wet wet wet - "Love is all around", który, notabene, kojarzy mi się z inną angielską komedią romantyczną "To właśnie miłość" (właściwie to moja ulubiona na równi z "Dziennikiem Bridget Jones"), gdzie również występował Grant!
właściwie to nie trawie komedii romantycznych (tych polskich to już w ogóle - nachodzi mnie myśl 'co za szit') z wyjątkiem właśnie wyżej wymienionych - brytyjskich (Colin Firth też niczego sobie)
przy czym amerykańskie są tak samo beznadziejne jak polskie (z innymi doświadczenia nie miałam)

marzy mi się ten cały Londyn i buldog angielski!

poniedziałek, 4 lipca 2011

piątek, 24 czerwca 2011

fever ray - when i grow up

Gdy dorosnę, chcę być leśniczym
Biec przez mech na wysokich obcasach

Gdy dorosnę, chcę mieszkać pod morzem
Szczypce kraba i butelki rumu
Oto co będę miała, wpatrując się w muszlę

Masz ogórki na swoich oczach,
Zbyt wiele czasu zmarnowanego na nic
Czekając na moment, by się podnieść
Twarz jest na suficie, a ręce zbyt długie

piątek, 17 czerwca 2011

noah taylor

aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa
znowu brytyjczyk ze świetnym imieniem, świetnym akcentem (jej, on ma wadę wymowy - absolutne LOVE)
jest śliczny śliczny

*love love love*


piątek, 10 czerwca 2011

well

it was time I loved London
now I love Stockholm, Helsinki and Oslo

xoxo

wtorek, 12 kwietnia 2011

to miejsce to więzienie a ci ludzie nie są twoimi przyjaciółmi
to miejsce to więzienie a ci ludzie nie są twoimi przyjaciółmi
to miejsce to więzienie a ci ludzie nie są twoimi przyjaciółmi
to miejsce to więzienie a ci ludzie nie są twoimi przyjaciółmi
to miejsce to więzienie a ci ludzie nie są twoimi przyjaciółmi
to miejsce to więzienie a ci ludzie nie są twoimi przyjaciółmi
to miejsce to więzienie a ci ludzie nie są twoimi przyjaciółmi
to miejsce to więzienie a ci ludzie nie są twoimi przyjaciółmi
to miejsce to więzienie a ci ludzie nie są twoimi przyjaciółmi
to miejsce to więzienie a ci ludzie nie są twoimi przyjaciółmi
to miejsce to więzienie a ci ludzie nie są twoimi przyjaciółmi
to miejsce to więzienie a ci ludzie nie są twoimi przyjaciółmi
to miejsce to więzienie a ci ludzie nie są twoimi przyjaciółmi
to miejsce to więzienie a ci ludzie nie są twoimi przyjaciółmi
to miejsce to więzienie a ci ludzie nie są twoimi przyjaciółmi
to miejsce to więzienie a ci ludzie nie są twoimi przyjaciółmi
to miejsce to więzienie a ci ludzie nie są twoimi przyjaciółmi
to miejsce to więzienie a ci ludzie nie są twoimi przyjaciółmi

środa, 6 kwietnia 2011

nienawidzę świata, w którym się umiera
nienawidzę ostatnich pożegnań
nienawidzę kolejnych odejść

nienawidzę chorób
nienawidzę niemocy
nienawidzę nienawidzę nienawidzę

nienawidzę niewiedzy
nienawidzę łez
nienawidzę cierpienia

Aurorciu!

sobota, 2 kwietnia 2011

załoga g


Chciałabym być zawsze niewinna i prawdziwa.
Chciałabym być zawsze pełna wiary i nadziei.

 

 

niedziela, 13 marca 2011

bez zęba na przedzie


Czy myślałaś o tym co się stać może między nami dwojgiem
Tu stać się może coś nowego
Czy myślałaś o tym co się stać może między nami dwojgiem
Tu stanie się coś radykalnego
Czy myślałaś o tym co się stać może między nami dwojgiem
Tu stać się może coś strasznego
Słuchaj, słuchaj, słuchaj mnie jeszcze
Tu stało się przecież coś dobrego.



piątek, 28 stycznia 2011

piątek, 21 stycznia 2011

we can be us, just for one day



znowu wróciło poczucie pustki, jakie to głupie
cały czas kołaczą mi po głowie słowa: fałszywy Jezus
gdzie jesteś? nie szukam


po raz wtóry przybliżę sobie historię Christiane F.
jeszcze często będe wracała, tak bardzo mi się to podoba
spotkajmy się na Dworcu ZOO