ostatnio przeczytałam (w końcu) książkę, że tak powiem biograficzną (bo do biograficznych można ją w sumie zaliczyć a zapewne nawet trzeba) o punk rocku w Bieszczadach, czyli "KSU. Rejestracja buntu". parę miesięcy wcześniej zaczęłam czytać ale nie mogłam się wciągnąć, zostałam gdzieś na pierwszych stronach po to by któregoś razu przeczytać ją całą w prawie jeden dzień! sam tekst fajnie napisany, dużo zdjęć i wypowiedzi samych zainteresowanych, tj. członków zespołu, ich znajomych a nawet zamieszczono tam notatki służbowe czy raporty esbeków zajmujących się wówczas tym nowym ruchem młodzieżowym - punkiem. świetny kawałek historii! czytając, czułam się jakbym uczestniczyła w tych wydarzeniach i wszystko widziała, generalnie jestem pod wielkim wrażeniem.
przypomniałam sobie swoją własną przygodę z punk rockiem, chociaż byłam wtedy jeszcze niezbyt rozgarniętą zbuntowaną przeciw niczemu dziewczynką i chyba tak naprawdę do końca nie wiedziałam co to punk rock był i jest. oczywiście szalone domówki pod nutą Sex Pistols i The Exploited, lejącym się piwem, tanim winem (w plenerze), zarzyganą (tylko jedną, hehe) nocą i same koncerty były iście punkowe, to tak naprawdę ja i moje koleżanki byłyśmy na to za małe, hmm, za mało dojrzałe. bo, czy wówczas wsłuchiwałam się w teksty piosenek? zdawałam sobie sprawę co to znaczy "no future", szumnie przeze mnie śpiewane? otóż: NIE. przez ten okres liczył się tylko wygląd i agresywna postawa oraz udawanie kogoś kim się nie było. tak naprawdę zgubiłam się bo zależało mi na opinii innych. a przecież punk rock nie rządzi się żadnymi regułami, punk rock to wolność, punk rock to przede wszystkim muzyka!
z perspektywy czasu zmieniłam swój tok myślenia. nadal kocham punka, nadal fascynuje mnie ten ruch i jego historia, te elementy są obecne w moim życiu i zapewne zostanie tak do końca.
śmieszne, że w dużej mierze utwierdziła mnie w tym dopiero ta książka.
fajne jest to, że cały czas odkrywam coś o sobie i o świecie
fajne jest to, że cały czas się kształtuję
fajne jest to, że jestem w końcu sobą
(odnajduje radość w pisaniu)
piątek, 26 sierpnia 2011
niedziela, 21 sierpnia 2011
please take extra care
jeny jakie to jest denerwujące, człowiek jedzie na wczasy, wypoczywa w innym dla niego miejscu, lasy, góry, świeże powietrze, choinki, zielona trawa, kamyczki, górskie potoczki, wieś, potem wraca do swojego miejsca zamieszkania, w tym przypadku brzydki, śmierdzący, ohydny GDAŃSK, i czuje się wkurwiony..
w Bieszczadach na górskich szlakach, nawet w takim Baligrodzie czy Lesku nie za bardzo mnie obchodziło czy mam pełny makijaż, czy moje nogi są grube w dżinsach, czy te buty pasują do szortów, czy jak nie zrobię koczka przed lustrem a w samochodzie to czy to będzie dobrze wyglądać i dobrze się czułam! nie musiałam się przejmować, byłam sobą, byłam swobodna
wracam do tego syfiastego miasta, cytując: "to miasto pożera mózg, to miasto zatruwa sen, to miasto to żywy trup, to miasto pulsuje złem" i znowu to samo, stoje przed szafą pół godziny dosłownie - w co się ubrać?, trzeba nałożyć puder, jakie buty do spodni? KURWA! i nie mogę się od tego opędzić
znowu spędzam dni przed komputerem, bo co robić w tym zakichanym mieście? wieje nudą
człowiek chciałby pójść na festiwal, wystawę, imprezę w plenerze ale weź zapłać, płać i płać i nawet jak jesteś gotów zapłacić to nawet nie masz z kim iść, a samemu? czułabym się jak bohater książki, filmu, czuję, że niedługo totalnie zdziwaczeję
poza tym Gdańsk jest do dupy z tymi wszystkim eventami!
nie wiem co się stało, ale nienawidzę Cię miasto, w którym przyszło mi żyć! morze do wyrzygu, starówka do wyrzygu, wszystko jest tutaj do wyrzygania - i po co te Szwaby tu przyjeżdżają? "Ja, Danzig ist Deutsch" zachwycają się nie wiadomo czym
to miasto naprawdę mnie stresuje, przytłacza, zabija - znowuż ciśnie mnie klatka piersiowa, nie mogę normalnie oddychać, znowu płaczę w samotności i trwam w bezsilności
dlaczego każda moja miłość jest nieszczęśliwa? nie ważne do czego czy kogo, zawszę cierpię - a może to tylko moja wina
wyprowadzka. wyprowadzka to jedyne lekarstwo na moje lęki - szkoda, że doszłam do tego dopiero teraz, a może nie szkoda?
nie dziwię się Raskolnikowi!
w mieście czuję się obserwowana, każdy na Ciebie patrzy - czasem mam ochotę krzyczeć
Boże, ja chcę wrócić do tego odludnego miejsca, zapomnianego przez czas! tam wszystko jest inne
marzeniem moim jest wyprowadzić się w piękne Bieszczady do ślicznego domku, jeździć moim wymarzonym garbusem, wspinać się na szczyty, gdy będzie mi źle, mieć wolny zawód, dzielić życie z człowiekiem lasu - tak oto widzę siebie w dorosłości (czy ja dorosnę? czy już zawsze zostanie mi dziecięca buzia)
postanowienia noworoczne:
- zrobić prawo jazdy, tak aby móc za rok znów pojechać do Ustrzyk Dolnych i generalnie w Bieszczady
- kupić garbusa
- przestać przejmować się ludźmi, generalnie żyć tak jak chcę i mówić tak jak ja chcę i robić to co ja chcę
- zrobić sobie tatuaż na wewnętrznej stronie ramienia
już nie czuję się staro.
od dzisiaj CODZIENNIE wychodzę z mieszkania - trzeba jakoś żyć w tym syfie.
jeszcze napomknę w tym moim jeziorze goryczy o kropelkach szczęśliwych chwil, gdy śpiewałam, skakałam i tańczyłam na koncercie KSU, gdy zdobywałam szczyty prawie zdychając ze zmęczenia, gdy śmiałam się z krów beznamiętnie spoglądających na samochody i przechodniów, gdy padał na mnie deszcz i świeciło słońce, gdy witałam ludzi na szlaku słowem "Cześć!"
wszystko co dobre szybko się kończy, a wszystko co złe zostaje na dłużej
przeżywam to wszystko, bo wiem, że coś się skończyło i już nigdy nie wróci
chciałabym wykorzystać tą moją nadwrażliwość
w Bieszczadach na górskich szlakach, nawet w takim Baligrodzie czy Lesku nie za bardzo mnie obchodziło czy mam pełny makijaż, czy moje nogi są grube w dżinsach, czy te buty pasują do szortów, czy jak nie zrobię koczka przed lustrem a w samochodzie to czy to będzie dobrze wyglądać i dobrze się czułam! nie musiałam się przejmować, byłam sobą, byłam swobodna
wracam do tego syfiastego miasta, cytując: "to miasto pożera mózg, to miasto zatruwa sen, to miasto to żywy trup, to miasto pulsuje złem" i znowu to samo, stoje przed szafą pół godziny dosłownie - w co się ubrać?, trzeba nałożyć puder, jakie buty do spodni? KURWA! i nie mogę się od tego opędzić
znowu spędzam dni przed komputerem, bo co robić w tym zakichanym mieście? wieje nudą
człowiek chciałby pójść na festiwal, wystawę, imprezę w plenerze ale weź zapłać, płać i płać i nawet jak jesteś gotów zapłacić to nawet nie masz z kim iść, a samemu? czułabym się jak bohater książki, filmu, czuję, że niedługo totalnie zdziwaczeję
poza tym Gdańsk jest do dupy z tymi wszystkim eventami!
nie wiem co się stało, ale nienawidzę Cię miasto, w którym przyszło mi żyć! morze do wyrzygu, starówka do wyrzygu, wszystko jest tutaj do wyrzygania - i po co te Szwaby tu przyjeżdżają? "Ja, Danzig ist Deutsch" zachwycają się nie wiadomo czym
to miasto naprawdę mnie stresuje, przytłacza, zabija - znowuż ciśnie mnie klatka piersiowa, nie mogę normalnie oddychać, znowu płaczę w samotności i trwam w bezsilności
dlaczego każda moja miłość jest nieszczęśliwa? nie ważne do czego czy kogo, zawszę cierpię - a może to tylko moja wina
wyprowadzka. wyprowadzka to jedyne lekarstwo na moje lęki - szkoda, że doszłam do tego dopiero teraz, a może nie szkoda?
nie dziwię się Raskolnikowi!
w mieście czuję się obserwowana, każdy na Ciebie patrzy - czasem mam ochotę krzyczeć
Boże, ja chcę wrócić do tego odludnego miejsca, zapomnianego przez czas! tam wszystko jest inne
marzeniem moim jest wyprowadzić się w piękne Bieszczady do ślicznego domku, jeździć moim wymarzonym garbusem, wspinać się na szczyty, gdy będzie mi źle, mieć wolny zawód, dzielić życie z człowiekiem lasu - tak oto widzę siebie w dorosłości (czy ja dorosnę? czy już zawsze zostanie mi dziecięca buzia)
postanowienia noworoczne:
- zrobić prawo jazdy, tak aby móc za rok znów pojechać do Ustrzyk Dolnych i generalnie w Bieszczady
- kupić garbusa
- przestać przejmować się ludźmi, generalnie żyć tak jak chcę i mówić tak jak ja chcę i robić to co ja chcę
- zrobić sobie tatuaż na wewnętrznej stronie ramienia
już nie czuję się staro.
od dzisiaj CODZIENNIE wychodzę z mieszkania - trzeba jakoś żyć w tym syfie.
jeszcze napomknę w tym moim jeziorze goryczy o kropelkach szczęśliwych chwil, gdy śpiewałam, skakałam i tańczyłam na koncercie KSU, gdy zdobywałam szczyty prawie zdychając ze zmęczenia, gdy śmiałam się z krów beznamiętnie spoglądających na samochody i przechodniów, gdy padał na mnie deszcz i świeciło słońce, gdy witałam ludzi na szlaku słowem "Cześć!"
wszystko co dobre szybko się kończy, a wszystko co złe zostaje na dłużej
przeżywam to wszystko, bo wiem, że coś się skończyło i już nigdy nie wróci
chciałabym wykorzystać tą moją nadwrażliwość
czwartek, 4 sierpnia 2011
i'm not in love
ty zapytałaś mnie ale ja nie miałem ci nic do powiedzenia
czy chcesz, dopóki śmierć was nie rozłączy być jej wiernym po wszystkie dni?
(tak) NIE
czy chcesz do śmierci, która dzieli kochać ją też w złe dni?
(tak) NIE
R+
czy chcesz, dopóki śmierć was nie rozłączy być jej wiernym po wszystkie dni?
(tak) NIE
czy chcesz do śmierci, która dzieli kochać ją też w złe dni?
(tak) NIE
R+
Subskrybuj:
Posty (Atom)