Doszłam do takiego etapu w moim życiu, w którym stwierdzam: NIC NIE MUSZĘ. Stałam się okropnym leniem. Leniem jakich mało. Nie chce mi się studiować, chodzić na basen, robić prawa jazdy, nie chce mi się spać, nie chce mi się jeść, nie chce mi się srać. Codziennie rano budzę się i myślę: KURWA, co jest ze mną?
Trwam w wegetacji, czekając na lepsze jutro. Uzależniam się od papierosów. Siedzę całymi dniami nic nie robiąc. Kręcę się w kółko, jak ten bączek z dziecięcych lat.
Codziennie marzę. Tylko marzenia i papierosy trzymają mnie przy życiu. Gdybym tylko mogła mieć jeszcze dwie najbliższe mi osoby blisko siebie. Cóż mi pozostaje? - CZEKAĆ. Jedyne co mi się jeszcze chce.
Dlaczego moje życie nie jest jedną wielką imprezą? O ile weselej by mi było. Czyż świat nie jest ogromną zabawką? Czasem lubimy się nią bawić, a czasem nie. Czasem wydaje nam się być ładna a czasem brzydka (i odrzucamy ją w kąt).
I szczerze? Odpowiada mi to. Bo dlaczego lecieć przez to życie jak idiota? Szkoła, studia, praca, małżeństwo, dziecko... Ughh, odrzuca mnie na samą myśl. Chcę być kierowcą taksówki na nocnej zmianie. Hell yeah.
niedziela, 23 października 2011
poniedziałek, 17 października 2011
no life, no future
Wkurwia mnie ten świat. To miasto. To społeczeństwo. Jadąc pociągiem codziennie rano czuję się wkurwiona. Nie chce mi się patrzeć na te wszystkie twarze. Nie chce mi się przesuwać, bo ktoś tam musi akurat wysiąść na tym a nie innym peronie. Nie chcę mi się obok nich stać. Muszę się tłoczyć jak sardyna w puszce. Wiem. Nie ja jedna. I pewnie cały pociąg tak myśli. Ale ja mam to w dupie!
Nie chcę mi się gadać z ludźmi z roku. Bla bla bla, uśmieszki, śmieszki, denne wymiany zdań. I, że ja w tym uczestniczę. Nie, nie dzisiaj. Nie mam siły. Nie będę się uśmiechać. Nie będę rozmawiała. To nawet nie jest rozmowa. Ja pierdolę. Nie będę się integrować.
A więc jestem nolife. Wolę posiedzieć w Internecie, przed filmem, przed książką, pogłębić moją wiedzę na dany temat czy po prostu porozmawiać na gadu-gadu z ludźmi, z którymi mam dużo wspólnego i możemy rozmawiać o wszystkim i o niczym, o gównie i nie-gównie. Z ludźmi, którzy są daleko ode mnie i z racji tego nie możemy przebywać ze sobą realnie.
Nie chcę mi się chodzić na te studia. Same w sobie mnie interesują, ale niestety wykłady nie są spełnieniem moich oczekiwań. Wszyscy jesteśmy ludźmi i nie każdy ma umiejętność przemawiania, rozumiem to. Pozostaje mi kupić w końcu książki i czytać, czytać. Samej szukać informacji. W końcu to studia czysto humanistyczne.
Nie widzę swojej przyszłości. Nie wiem co będę robić, gdzie i czy w ogóle pracować. Z moim nastawieniem może to być bardzo trudne.
Nie wiem jak wytrzymam te 3 lata... W sumie? Co innego mi pozostało? Całe moje życie opiera się na marzeniach i czekaniu. Wieczne czekanie, czekanie, czekanie. Mam cierpliwość godną świętego.
Najchętniej wzięłabym pierdolnęła to wszystko. Rzuciłabym studia, dotychczasowe życie i miejsce zamieszkania. Spakowała rzeczy, wzięła walizki i wyjechała. Mam do kogo i mam z kim spędzić w ten sposób życie. Ale nie zrobię tego, bo brakuje mi KURWA odwagi i zdecydowania.
Punk's not dead.
Nie chcę mi się gadać z ludźmi z roku. Bla bla bla, uśmieszki, śmieszki, denne wymiany zdań. I, że ja w tym uczestniczę. Nie, nie dzisiaj. Nie mam siły. Nie będę się uśmiechać. Nie będę rozmawiała. To nawet nie jest rozmowa. Ja pierdolę. Nie będę się integrować.
A więc jestem nolife. Wolę posiedzieć w Internecie, przed filmem, przed książką, pogłębić moją wiedzę na dany temat czy po prostu porozmawiać na gadu-gadu z ludźmi, z którymi mam dużo wspólnego i możemy rozmawiać o wszystkim i o niczym, o gównie i nie-gównie. Z ludźmi, którzy są daleko ode mnie i z racji tego nie możemy przebywać ze sobą realnie.
Nie chcę mi się chodzić na te studia. Same w sobie mnie interesują, ale niestety wykłady nie są spełnieniem moich oczekiwań. Wszyscy jesteśmy ludźmi i nie każdy ma umiejętność przemawiania, rozumiem to. Pozostaje mi kupić w końcu książki i czytać, czytać. Samej szukać informacji. W końcu to studia czysto humanistyczne.
Nie widzę swojej przyszłości. Nie wiem co będę robić, gdzie i czy w ogóle pracować. Z moim nastawieniem może to być bardzo trudne.
Nie wiem jak wytrzymam te 3 lata... W sumie? Co innego mi pozostało? Całe moje życie opiera się na marzeniach i czekaniu. Wieczne czekanie, czekanie, czekanie. Mam cierpliwość godną świętego.
Najchętniej wzięłabym pierdolnęła to wszystko. Rzuciłabym studia, dotychczasowe życie i miejsce zamieszkania. Spakowała rzeczy, wzięła walizki i wyjechała. Mam do kogo i mam z kim spędzić w ten sposób życie. Ale nie zrobię tego, bo brakuje mi KURWA odwagi i zdecydowania.
Punk's not dead.
czwartek, 13 października 2011
and I'll be crying over you
Eh. Nie pisząc ostatnio nic, wydawać by się mogło, że jestem szczęśliwym człowiekiem. Otóż najwięcej piszę wtedy, gdy jest mi źle. Po części jest to prawda. Jestem szczęśliwa. I jestem nieszczęśliwa.
Studia tak naprawdę nic nie zmieniły. Od maja mam wieczne wakacje. Bo co to są 3 godziny na uczelni? Co prawda nachodzą mnie myśli, czy aby na pewno dobrze wybrałam, czy aby na pewno chcę być religioznawcą. Ale mamy się nie zrażać, to się nie zrażam :-) Jak nie to, to co innego? Chyba nic. Pierwszy rok będzie najgorszy, tak sądzę. Potem już tylko sama przyjemność i ciekawość.
W domu. W domu nie mogę już wytrzymać. Kocham rodziców, ale im ja starsza i oni starsi, tym rośnie niezrozumienie z jednej i drugiej strony. Nic na to nie poradzę. Nie chcę żyć ich ideałami. Mam swoje. Mam swój pomysł na życie. Chcę być sobą, nie kroczyć obcą drogą. Nie zmieniłam się. Nic się ze mną nie dzieje. Jestem jaka byłam zawsze. Tylko teraz mam wolność. Dorosłam, kochani rodzice, I'm sorry.
Najbliższa przyszłość? Czekam na grudzień. Tak, będzie przełomowym miesiącem.
Jeżeli wytrwamy, to znaczy, że na zawsze. Masz rację.
Studia tak naprawdę nic nie zmieniły. Od maja mam wieczne wakacje. Bo co to są 3 godziny na uczelni? Co prawda nachodzą mnie myśli, czy aby na pewno dobrze wybrałam, czy aby na pewno chcę być religioznawcą. Ale mamy się nie zrażać, to się nie zrażam :-) Jak nie to, to co innego? Chyba nic. Pierwszy rok będzie najgorszy, tak sądzę. Potem już tylko sama przyjemność i ciekawość.
W domu. W domu nie mogę już wytrzymać. Kocham rodziców, ale im ja starsza i oni starsi, tym rośnie niezrozumienie z jednej i drugiej strony. Nic na to nie poradzę. Nie chcę żyć ich ideałami. Mam swoje. Mam swój pomysł na życie. Chcę być sobą, nie kroczyć obcą drogą. Nie zmieniłam się. Nic się ze mną nie dzieje. Jestem jaka byłam zawsze. Tylko teraz mam wolność. Dorosłam, kochani rodzice, I'm sorry.
Najbliższa przyszłość? Czekam na grudzień. Tak, będzie przełomowym miesiącem.
Jeżeli wytrwamy, to znaczy, że na zawsze. Masz rację.
Subskrybuj:
Posty (Atom)