środa, 21 grudnia 2011

jealousy, turning saints into the sea

Yeah, you know you got to help me out.

Nie wiem. Chyba jestem szczęśliwa. Uśmiecham się do siebie. Pokazuję zęby światu, jakkolwiek to brzmi. Słucham radosnej muzyki, albo przynajmniej takiej przy której chce mi się śpiewać. Nawet urządzam sobie karaoke, gdy nikogo nie ma w domu. Tak jak kiedyś...
Chyba jest fajnie. Dzisiaj ubrałam różowy sweter w wisienki. Rozkminiałam, czy nie jest obciachowy. Może trochę jest, ale ja go za to lubię.
I przestałam się przejmować. I chyba właśnie przez to jest tak fajnie. Spokojnie. Będzie co będzie. Co ma być. Nic nie jest pewne, poza stwierdzeniem, że "nic nie jest pewne".
Uwalniam się od kata. A przynajmniej widać postęp. Nie osiągnęłabym tego sama, ale za to już podziękowałam.

Postęp też widać w moim odchudzaniu. Mały, ale widoczny. Cieszy mnie to. I wiem, że będzie jeszcze lepiej. Tylko muszę uwierzyć w siebie. Jest dobrze.

czwartek, 1 grudnia 2011

merde

"W trzydziestym pierwszym roku niewesołego pielgrzymowania po tej ziemi, wiedząc mniej niż wiedziałem wcześniej, nauczywszy się jedynie od razu rozpoznawać merde, odziedziczywszy po ojcu jedynie dobre wyczucie merde, wszystkich rodzajów gówna, które zyskuje aprobatę - to mój jedyny talent - wyczuwając merde ze wszystkich kierunków, żyjąc tak naprawdę w samym centrum merde, w wielkim sraczu naukowego humanizmu, w którym potrzeby są zaspokajane, każdy staje się kimkolwiek, serdeczną i twórczą osobą, i prosperuje jak żuk gnojarz, sto procent ludzi to humaniści, a dziewięćdziesiąt osiem wierzy w Boga; ludzie są martwi, po trzykroć martwi. Niemoc osiadła w ich sercach niczym promieniotwórczy opad i ludzie naprawdę boją się nie tego, że bomba spadnie, ale tego, że nie spadnie."

Walker Percy "Kinoman"