piątek, 27 stycznia 2012

on and on reckless abandon

Właśnie słucham "Reckless abandon" i chciałam napisać o tym, że "miłość" do blink-182 jest nieskończona. Na całe życie, bo zawsze będę wracać. Zawsze będzie ogromny sentyment. Oni nie mają złej piosenki. Przy nich nie da się mieć złego humoru. Ta muzyka sprawia, że wracam do tych przyjemnych czasów, do "amerykańskiego snu". Zrozumie to tylko ten, kto równie mocno się w nich "zakochał". Więc ich dyskografia w przyszłym mieszkaniu musi na półce być! ;-)

Przyszłe mieszkanie... Boże. Czasem chcę już TERAZ mieszkać z B. I to jest dziwne, bo nigdy nigdy nigdy nie wyobrażałam sobie siebie w takiej roli. Ale to chyba bardziej chodzi o "bycie na swoim", o bycie w pewnym sensie wolnym. I znowu czuję się beznadziejnie. Nie wiem po raz który to napiszę: JA CHCE WAKACJE! TAK BARDZO JE CHCE JAK JESZCZE NIGDY NICZEGO NIE CHCIAŁAM. True story.
Będziemy razem przez ten czas. Pojedziemy wszędzie tam, gdzie już ustaliliśmy. Będziemy razem zasypiać i budzić się. Będziemy razem śpiewać, wygłupiać się, ganiać, gilgotać, całować, tulić, wariować, śmiać się. Będziemy siedzieć na plaży i leżeć na trawie. Będziemy rozmawiać o wszystkim, jak mamy to w zwyczaju.

Nachodzą mnie takie myśli, że nie wytrzymam tego czasu do licencjatu. Aż on tu wróci na stałe. Boję się. Chociaż ten czas tak szybko leci... co to jest 2,5 roku? Będziemy się widywać. Teraz, potem wakacje, święta+nowy rok, wakacje, święta+nowy rok i kolejne wakacje i już do końca życia forever and ever razem.
"Wiosna, lato, jesień, zima... i tak mija kolejny rok". Prawda prawd.

Smutam. Dawać słońce!! Czy ja na pewno nie mam jakichś skandynawskich korzeni?