piątek, 4 października 2013
wtorek, 12 marca 2013
love reign over me
Wiosny, jak była przez dwa dni tak, już nie ma. Identyczne zjawisko pojawiło się we mnie, w moje głowie... sercu? "Zły okres", jak miewa to nazywać, minął i już już było fajnie, milutko i wesoło, po to by wczoraj wieczorem znowu mnie dopaść. Wystarczy jedna rzecz, która nie poszła po mojej myśli i bum. Potok niepotrzebnych i raniących słów. Z jednej strony tego chciałam... tak jakby to przynosiło mi ulgę. Kochana osoba może cierpieć tak jak ja. Może poczuć podobny stres i nerwy. Prawda, nie myślałam wtedy. Bo liczę się tylko ja, ja i ja.
Odejdź zimo. Odejdź ode mnie, wyjdź ze mnie.
"Nie możesz mi pomóc", co ja chciałam osiągnąć? Atmosferę grozy, niedostępności? Po co mi to wszystko. Prawda jest taka, że nie wiem co robię. I nie wiem dlaczego tak jest. Znowu nie wiem. Znowu. Zamknij się.
Odejdź zimo. Odejdź ode mnie, wyjdź ze mnie.
"Nie możesz mi pomóc", co ja chciałam osiągnąć? Atmosferę grozy, niedostępności? Po co mi to wszystko. Prawda jest taka, że nie wiem co robię. I nie wiem dlaczego tak jest. Znowu nie wiem. Znowu. Zamknij się.
wtorek, 12 lutego 2013
don't take it personally
Jestem zmęczona i nie mam siły. Nie chcę, żeby otaczały mnie fruitcake'i. Bo sama już taka nie jestem. Odnalazłam szczęście i trzymam się tego kurczowo. Pierwsze dwa słowa brzmią prawie jak znienawidzona przeze mnie piosenka. Kurwa, nienawidzę tych piosenkarek... Wracając. A więc nie mam ochoty. Sama wzięłam się w garść i wiem na co czekam. Jestem po trosze egoistką. Ale to nie jest nic złego, bo bycie wiecznie pomagającą i opiekującą się innymi też nie jest dobre. I dobrze. Co raz mniej wyrzutów sumienia. Tak jakby prawie wolna.
Jestem zmęczona i wolę zostawić, uciec, nie słuchać. Bo źle to na mnie wpływa, akurat teraz kiedy jest najlepiej! Mam to gdzieś.
Jestem zmęczona i wolę zostawić, uciec, nie słuchać. Bo źle to na mnie wpływa, akurat teraz kiedy jest najlepiej! Mam to gdzieś.
czwartek, 24 stycznia 2013
please don't hurt me no more
Żyję, nie umarłam.
Za mną już połowa sesji, zaliczona. Przede mną wizja powtórnej wolności. Ale nie. Bo nie mogę mieć za łatwo. Całe życie wszystko robię nie tak. Kiedy nie osiągam tego, co mama chce, jestem zła, głupia, niepoważna. Mam już prawie 21 lat, 2 lata po skończonej przymusowej edukacji. Myślałam, że to już się skończyło, ale jednak nie. Bo znowu "inni" są ważniejsi, bo znowu "oceny" są najważniejsze, a nie to, że ja jestem jej córką i powinna być dumna jak z nikogo innego na świecie, nie to, jak ja chce żyć, z kim chce żyć i nie ważne jest też to, że to moje decyzje i moje postępowanie. Całe życie, aż do śmierci, mam być pod presją, że coś źle robię? Że wszystkie moje decyzje są błędne? Że ja jestem ta beznadziejna, bo rzekomo "gorsza" od innych? Jakich innych?! Szczerze, mam już naprawdę dość. To mnie bardzo dotyka i za każdym razem jest mi strasznie przykro. Po tylu latach powinnam się właściwie uodpornić i zwyczajnie nie zwracać na to uwagi. Ale to cały czas ożywa na nowo, jest jak wciąż rozdrapywana rana.
Nie dociera do niej, że ja jestem zadowolona z siebie, że to mi wystarcza, że ważniejsze jest moje zdrowie psychiczne (albo i nie-zdrowie). Bo nie robię czegoś tak jak ona sobie ubzdura. Nie chce mi się już słuchać tych wiecznych jęków, wrzasków, pretensji. Mimo, że zdaje sobie sprawę, że to nie moja wina, to zawsze ja jestem nią obarczana. Nie chce mi się już.
"Rzygać się chce od tego."
"To rzygaj, rzygaj!"
Oh, gdybym tylko naprawdę mogła to wszystko wyrzygać. I odejść, nawet nie sprzątając.
Za mną już połowa sesji, zaliczona. Przede mną wizja powtórnej wolności. Ale nie. Bo nie mogę mieć za łatwo. Całe życie wszystko robię nie tak. Kiedy nie osiągam tego, co mama chce, jestem zła, głupia, niepoważna. Mam już prawie 21 lat, 2 lata po skończonej przymusowej edukacji. Myślałam, że to już się skończyło, ale jednak nie. Bo znowu "inni" są ważniejsi, bo znowu "oceny" są najważniejsze, a nie to, że ja jestem jej córką i powinna być dumna jak z nikogo innego na świecie, nie to, jak ja chce żyć, z kim chce żyć i nie ważne jest też to, że to moje decyzje i moje postępowanie. Całe życie, aż do śmierci, mam być pod presją, że coś źle robię? Że wszystkie moje decyzje są błędne? Że ja jestem ta beznadziejna, bo rzekomo "gorsza" od innych? Jakich innych?! Szczerze, mam już naprawdę dość. To mnie bardzo dotyka i za każdym razem jest mi strasznie przykro. Po tylu latach powinnam się właściwie uodpornić i zwyczajnie nie zwracać na to uwagi. Ale to cały czas ożywa na nowo, jest jak wciąż rozdrapywana rana.
Nie dociera do niej, że ja jestem zadowolona z siebie, że to mi wystarcza, że ważniejsze jest moje zdrowie psychiczne (albo i nie-zdrowie). Bo nie robię czegoś tak jak ona sobie ubzdura. Nie chce mi się już słuchać tych wiecznych jęków, wrzasków, pretensji. Mimo, że zdaje sobie sprawę, że to nie moja wina, to zawsze ja jestem nią obarczana. Nie chce mi się już.
"Rzygać się chce od tego."
"To rzygaj, rzygaj!"
Oh, gdybym tylko naprawdę mogła to wszystko wyrzygać. I odejść, nawet nie sprzątając.
poniedziałek, 7 stycznia 2013
I won't treat you like you're oh so typical
Tegan and Sara - Closer. I już wiem, że jak B wyjedzie nie będę mogła tego słuchać. Będę umierała w środku, płakała, histerycznie płakała. A więc żadnych miłosnych filmów i piosenek, żadnych.
Na razie jest pięknie, słodko, idealnie. Nawet zimno i zmęczenie nie jest tak dotkliwe. Od 24 dni codziennie się widzimy. No czy to nie jest najszczęśliwszy okres w moim życiu? Więc ciesz się dziewczyno! Zostało Wam tylko 12 dni. To jest najgorsze. Że już zaczynamy odliczać. A mi cisną się łzy. Strasznie trudno jest się przestawić. Najgorsze są pierwsze dwa tygodnie po 'rozstaniu'. Potem się przyzwyczajasz i jakoś to znosisz. I znowu odliczasz dni do przyjazdu. Teraz jest tak jakby mieszkał tu zawsze. Jakbym zawsze, w każdej chwili, mogła Go przytulić.
Wiem, że to tylko czas. A przecież on tak szybko leci. Co nie zmienia faktu, że w tej chwili klawiatura jest mokra.
Nie mogę o tym myśleć. Ale będę musiała to przeżyć. Będę... na razie jest super. Ciesz się, Ola.
Na razie jest pięknie, słodko, idealnie. Nawet zimno i zmęczenie nie jest tak dotkliwe. Od 24 dni codziennie się widzimy. No czy to nie jest najszczęśliwszy okres w moim życiu? Więc ciesz się dziewczyno! Zostało Wam tylko 12 dni. To jest najgorsze. Że już zaczynamy odliczać. A mi cisną się łzy. Strasznie trudno jest się przestawić. Najgorsze są pierwsze dwa tygodnie po 'rozstaniu'. Potem się przyzwyczajasz i jakoś to znosisz. I znowu odliczasz dni do przyjazdu. Teraz jest tak jakby mieszkał tu zawsze. Jakbym zawsze, w każdej chwili, mogła Go przytulić.
Wiem, że to tylko czas. A przecież on tak szybko leci. Co nie zmienia faktu, że w tej chwili klawiatura jest mokra.
Nie mogę o tym myśleć. Ale będę musiała to przeżyć. Będę... na razie jest super. Ciesz się, Ola.
Subskrybuj:
Posty (Atom)